TWI, VSM, 5S, A3, SIPOC, TPM, SMED, Ishikawa, Kanban, Kaizen, Poka-Yoke …
O każdym z osobna napisano kilka książek, a wszystkie wzięte razem i wsparte (a jakże) „innym” stylem zarządczym (lean leadership) dają dyscyplinę Lean Management. Studiując przez rok Lean Management na studiach podyplomowych w Wyższej Szkole Bankowej słuchałem, eksperymentowałem i rzecz jasna porównywałem z zarządzaniem ryzykiem. Może mniej tajemnicza niż ERM, ciut mniej elitarna, ale o ile bardziej rzeczowa i dodająca wartość dyscyplina!
Tam, gdzie ERM dało się skrępować normami, stałymi kanonami – Lean Management pozostało dość umownym zbiorem narzędzi, technik i zasad biznesowych i zarządczych, które lean manager może dość swobodnie wykorzystywać, łączyć lub selektywnie wybierać – co mi się niezmiernie podoba. Studia pozostawiają mnie w ulubionym dla mojego umysłu stanie: uświadomionej niewiedzy, a nic bardziej niż ona nie motywuje do nauki i dalszego eksperymentowania. Sztuką samą w sobie jest właściwe dobranie kolejności, w jakiej określona firma nieefektywna powinna przechodzić przez kolejne przeobrażenia i narzędzia Lean Management w drodze do firmy efektywnej.
I tu zaczynają się pewne podobieństwa do wdrażania ERM (i prawdopodobnie wielu innych inicjatyw biznesowych): każda firma jest inna, ta sama firma staje się inna po roku, dlatego jej ścieżka poprawy w kierunku lean będzie z pewnością jedyna i unikalna. Drugie podobieństwo, to te same trudności i przeszkody we wdrażaniu zmian, wynikające z natury ludzkiej i pierwotnej nieufności do nowego, oporu w stosunku do zmiany. Zapewne będą działały te same techniki i zasady, które pomagały mi przełamywać nieufność managementu do zarządzania ryzykiem.
Wasz w ryzyku
R