Kilka lat temu, podczas Forum FERMA w Lizbonie, przedstawiano nam badania z których wynikało, że do roku 2030 (czyli już za kilkanaście lat) europejczycy będą mniejszością w Europie, a większość stanowić będą azjaci oraz mieszkańcy Ameryki Południowej. Już zresztą od lat media śledzą większe i mniejsze napięcia powodowane ciągle mniejszością np turecką w Niemczech, arabską we Francji oraz mieszanką z całego świata w Wielkiej Brytanii. Na wyspie widać zakusy do ukrócenia ogólnej tolerancji narodowościowej i kulturowej. Również Skandynawia zaczyna się ostatnio nerowo oglądać na emigrantów z innych kultur i wyznań. Jak tak dalej pójdzie, zbyt szeroka liberalność (patrz – nie szanujemy dorobku własnej kultury), demokracja (patrz – oddajemy władzę nad sobą innym) i poprawność polityczna (patrz – niekiedy zwykła tchórzliwość) nas europejczyków zgubią.
Tu gdzie jestem od bardzo niedawna obserwuję inną rzeczywistość i ciągle niewiele wiem na jej temat, jednak jako nowy expat akurat bardzo dogłębnie zostałem zapoznany z mechanizmem zarządzania ryzykiem zdominowania emirackiej mniejszości trzymającej władzę i petrodolary, przez przeważającą mieszankę kulturowo-etniczno-religijną, którą sami Emiratczycy zapraszają do swojego kraju. Proporcje liczbowe są mniej więcej takie: do naszej 38-milionowej Polski zapraszamy ok 15-20 milionów Europejczyków, Amerykanów i Australijczyków jako wysoko opłacanych dawców know-how. A następnie zapraszamy ok 80-85 milionów mieszkańców Południowej Azji – Hindusów, Pakistańczyków, Filipińczyków, obywateli Malezji, Korei … Stajemy się mniejszością we własnym kraju a mimo tego trzymamy nad nim kontrolę żelazną ręką.
Jak to się dzieje ? Otóż każdy ze 100 milionów zaproszonych dawców know-how i taniej siły roboczej musi przejśc kilka warstw bardzo szczelnego sita mechanizmów kontrolnych …
Jeszcze przed przyjazdem do kraju gospodarzy, firma w jakiej kandydat do przyjazdu chce się zatrudnić musi złożyć mu ofertę na podstawie rozmowy rekrutacyjnej – czyli całkowicie odpada „przyjazd w ciemno” i szukanie pracy na dziko, tym bardziej „na lewo”. Odpadają zatem całe chmary przyszłych przestępców lub żebraków.
Również przed przyjazdem, delikwent musi wykonać i przedstawić pracodawcy wyniki badań ogólnych, krwi, moczu, rentgena, EKG, badania słuchu i wydolności płuc oraz okulisty. Innymi słowym nie sprowadzimy do siebie delikwenta chuderlawego, który nam zaraz padnie albo przywlecze jakieś choróbsko. Ponadto kandydat musi przekazać „żywe” referencje, które następnie są drobiazgowo sprawdzane telefoniczne przez pracodawcę. W ten sposób pracdawca wie, że ma zamiar zainwestować w pracownika z pokryciem w sprawdzonej rzeczywistości.
W dalszej kolejności (a do wyjazdu jeszcze daleko …) musi przedstawić wyczerpującą historię edukacji wyższej walidowaną przez ministerstwo a następnie ambasadę. Na jej podstawie, pracodawca będzie mógł udowodnić władzom kraju, że ściągnięcie tego konkretnie delikwenta jest niezbędne, bo żaden obywatel kraju (w tym wypadku Emiratczyk) nie ma akurat takich kwalifikacji i szykuje się na to miejsce pracy. Dzięki temu ściągnięcie tych 100 milionów gastarbeiterów nie będzie strzałem w kolano i nie spowoduje wzrosu bezrobocia (będa wykonywać pracę, której nikt ze „swoich” nie chce albo nie potrafi wykonać).
Ostatnie sito przed wyjazdem to sprawdzenie uwarunkowań bezpieczeństwa, za pośrednictwem służb specjalnych kraju, z którego zapraszamy gościa. Tu niestety (jakt ze służbami bezpieczeństwa bywa) trwa to długo i nie do końca wiadomo co jest sprawdzane – z pewnością miejsce zamieszkania, pracy, rodzina, ich adresy, wyroki i przestępstwa – w tym gospodarcze / finansowe, ekscesy seksualne i pijackie, wywiad środowiskowy w miejscowej policji. Być może powiązania finansowe, byc może zadłużenie, być może wierzyciele i urzędy … Dzięki temu rząd kraju gospodarza wie, że nie ściąga przestępców, osób ukrywających lub uchylających się przed prawem, z brudną kartoteką.
To jest półmetek i można „już” przyjechać. Na granicy gość zostaje pięknie sfotografowany i jest na wieki rozpoznawalny w systemie niezależnie od tego z jakim paszportem przyjedzie.
Na miejscu pracodawca powtarza cały zestaw badań medycznych co do joty, w „swoim” zaufanym, emirackim ośrodku medycznym – wykluczamy malwersacje delikwenta i próbę wwiezienia nam jakiejś choroby. Równocześnie delikwent musi wystąpić o wizę rezydencką i miejscowy dowód osobisty, lecz aby go otrzymać musi … tak, tak znów przejść badania krwi – na obecność wirusa HIV i podobnych, oraz ponownie rentgen płuc, aby wykluczyc gruźlicę i inne niespodzianki. Rezydentami mogą zostać tylko osoby zdrowe i jest to sprawdzane wielokrotnie – taka niedemokratyczna selekcja gwarantuje budowę zdrowego społeczeństwa.
Kolejny i ostatni już warunek otrzymania miejscowego dowodu osobistego, to znów dać się sfotografować i dać sobie zdjąć odciski wszystkich palców, wszystkich dłoni z każdej strony. Nie ma dzięki temu najmniejszego problemu, żeby później z worka wybrać te pojedyncze śliwki, które zaczną na miejscu robaczywieć … prewencja.
Czy na tym etapie można już powiedzieć „hulaj dusza piekła nie ma” ? Oczywiście, nie. Rząd zadbał o to, aby związać zaproszonych gości z nowym krajem i pracodawcą, żeby zbyt popędliwi nie ulotnili się z zainkasowanymi zaliczkami i nie pozostawili pracodawców na lodzie. Mieszkanie jakie sobie wynajmiesz – wynajmujesz na rok i płacisz za to zgóry – takie jest prawo. Wtedy wyjazd po 2-3 miesiącach jest bolesny, prawda ? A gdybyś nawet się na to zdobył i wyjechał bez zgody pracodawcy, nie otrzymasz od niego obowiązkowego listu z błogosławieństwem (Non Objection Certificate), czyli masz zakaz wjazdu do kraju gospodarza i podjęcia tu pracy przez co najmniej rok.
Teraz proszę sobie wyobrazić wdrożenie takich procedur zarządzania ryzykiem demograficznym w niewydolnej biurokratycznie Europie, lub chociażby tylko w Polsce. Odsuwając na bok kwestie wykonalności – co do której mam duże wątpliwości, natychmiast mielibyśmy tysiące pozwów o naruszenie praw człowieka, setki wieców i manifestacji … Być może więc, na własne życzenie jesteśmy skazani na stanie się słabą mniejszością we własnym gospodarstwie.
Wasz w ryzyku,
R



