Czy zmierzysz się z wyzwaniem ?

Parę dni temu napisałem na temat pierwszej sesji warsztatowej konferencji AIRMIC.

Airmic 2012

Teraz parę słów na temat ostatniej. Zagadnienie nawiązuje po raz koleny do pytania kim jest, powinien być risk manager. Paul Taylor, ustępujący Prezes AIRMIC, właśnie temu pytaniu poświęcił ostatnią sesję warsztatową w Liverpool. Jego prezentację można pobrać tutaj (C9):

Anglicy zmagają sie w tej chwili z pewnym uszeregowaniem roli i miejsca typowego risk managera w brytyjskiej firmie, wynikającego z korzeni ubezpieczeniowych. Ale przedwcześnie nie cieszcie się – my też mamy w Polsce swój rosnący problem wynikający z naszych „korzeni” risk managementu. 

Nasz wspólny – polsko brytyjski – problem polega na tym, że typowy obraz risk managera nie jest utożsamiany z rolą członka zarządu, a stosunkowo sporadycznie jest utożsamiany z funkcją dyrektorską. Aby zarządzanie ryzykiem przynosiło więcej wartości firmom, ranga risk managera powinna wzrosnąć, a nie stanie się to możliwe bez świadomego i to sporego wysiłku zawodowego samych risk managerów. 

Paul Taylor

Paul swoją wypowiedź oparł na kilku pytaniach:

  • Where are we now?
  • Where would you like to be in 5-10 years?
  • What are the barriers?
  • What do you and Airmic need to do to overcome these barriers?

Ostatnie pytanie można by sparafrazować: co Polrisk może zrobić, żeby pomóc nam, polskim risk managerom, pokonać bariery w rozwoju naszych karie zawodowych.

Wyzwanie brytyjskich managerów ryzyka polega między innymi na konieczności „oderwania” sie od łatki specjalisty do spraw ubezpieczeń, finansów czy audytu. Anglicy mają apetyt na rolę doradcy i wsparcia zarządu / dyrektorów wykonawczych, objęcie odpowiedzialności w skali globalnej, ponadnarodowej (grupy spółek) czy wręcz pełnienie roli niewykonawczych członków zarządu (non executive board members). Chcą natomiast oddać niższym szczeblom specjalistów zarządzanie ryzykami funkcjonalnymi: operacyjnym, BHP, ubezpieczalnymi, środowiskowymi czy regulacyjnymi.

Trzy największe bariery w rozwoju brytyjskich risk managerów, jakie wyłoniło badanie Paula, sprowadzają sie w zasadzie do następujących wyzwań:

  • zbyt płytka (wąska) wiedza risk managerów
  • zarządy nie potrafią dostrzec wartości w zintegrowanym podejściu do zarządzania ryzykiem
  • tzw. „glass ceiling” czyli trudność przebicia się risk managerów ze swoim niekiedy niepopularnym przesłaniem do poziomu zarządu.

I co – czy w jakikolwiek sposób nasz rynek różni się tu od brytyjskiego ? Oczywiście nie. Może jedynie tym, że brytyjczycy są bardziej świadomi jakie stoją przed nimi przeszkody.

Najważniejsze na deser – co mamy zrobić z tym wyzwaniem. Otóż dyskusja prowadzona w obrębie AIRMIC jednoznacznie wskazuje na cztery pola, na których należy wytężyć siły.

  • Po pierwsze, aby zapewnić sobie wyższą rangę w strukturze firmy, osoba aspirująca do roli risk managera powinna mieć w swoim CV (lub jeśli go nie ma – zdobyć) znaczne doświadczenie biznesowe, znajomość sektora i ogólne doświadczenie w zarządzaniu ryzykiem. 
  • Po drugie, jeśli zarząd i dyrektorzy firmy mają się z nim liczyć, powinien koncentrować się na bezpośrednim dostarczaniu wartości managerom i swoim wkładzie w budowę zysku firmy. 
  • Po trzecie, powinien za wszelką cenę konstruować w firmie alianse i wykorzystywać każdą okazję (szkolenia, warsztaty, przeglądy ryzyk) aby podnosić świadomość wagi zarządzania ryzykiem dla biznesu. 
  • Czwarta rzecz wykracza poza możliwości pojedynczych risk managerów i powinna się za nią zabrać cała społeczność, stowarzyszenia krajowe i FERMA. Mowa o formalnych kwalifikacjach menedżerów ryzyka, rozpoznawalnych na poziomie zarządów. 

Ale o tym już w kolejnym wpisie …

Wasz w ryzyku,

R

Zarządzanie ryzykiem z prędkością dźwięku

W zeszłym tygodniu miałem możliwośc uczestniczenia  w „dożynkach” brytyjskich risk managerów – w dorocznej konferencji AIRMIC. W tym roku została zorganizowana w Liverpool – mieście rzeki Mersey, doków portowych, odlotowych klubów nocnych i … Beatelsów.

Konferencja – jej część półoficjalna pierwszego dnia – rozpoczęła się prezentacją bardzo szybko i żywo mówiącego mężczyzny, który chce zostać człowiekiem najszybciej poruszającym się po ziemi. Mowa o Andym Green, brytyjskim pilocie RAFu, który jest animatorem i kierowcą projektu Bloodhound SSC – ma on na celu skonstruowanie samochodu, który w sposób bezpieczny przekroczy barierę dźwięku i dalej pędkość 1’000 mil na godzinę.
O dziwo, przekroczenie prędkości 1’600 km/h nie jest celem samym w sobie, a jedynie czymś w rodzaju KPI dla właściwego celu. Tym własciwym celem jest promowanie techniki i technologii brytyjskiej na świecie oraz rozpowszechnianie zainteresowania technologią i zjawiskami fizyki wśród dzieci i młodzieży – obecnie w projekcie uczestniczy ponad 4’000 brytyjskich szkół.

bloodhound1

Nic dziwnego, że temat postawiono na konferencji risk managerów – cały projekt to jedno wielkie igranie z ryzykiem. Żeby trochę podgrzać atmosferę, Andy rozpoczął od pokazania zdjęć zmasakrowanych pojazdów, którym nie udało się pobicie rekordu …

Zwróciłem uwagę na bardzo ciekawy sposób myślenia na temat bilansowania ryzyk: technologicznego, finansowego i dotyczącego bezpieczeństwa i życia. Generalnie suma tych ryzyk stanowi pewną zamknięta wartość a zmniejszanie jednego automatycznie powoduje zwiększanie pozostałych. Przykładowo – Amerykanie zminimalizowali ryzyko finansowe (czy zgromadzimy dość środków ?) swojego konkurencyjnego projektu, adoptując myśliwiec do tego, żeby „latał po ziemi”. Jednak jednocześnie znacząco podnieśli ryzyko technologiczne (myśliwce są przystosowane do innego opływu powietrza) i ryzyko utraty życia pilota. Brytyjczycy podchodzą bezkompromisowo do kwestii technologii (jeden z ich celów strategicznych projektu) narażając się na ryzyko niepowodzenia finansowania projektu. Jednak do tej pory radzili sobie z nim doskonale angażując firmy w podwójnej roli: dostawcy technologii i jednocześnie sponsora, który w projekcie promuje swój prymat technologiczny. U ich boku stoją Intel, Lockheed, Cosworth …

bloodhound2

Najbardziej interesujące są moim zdaniem wyzwania wynikające z praw fizyki i technologii. Zdaniem przewodnim, powtarzającym się podczas całej prezentacji, było „nikt przedtem nigdy nie zbudował …” i tu padały różne nazwy urządzeń.

Wyzwanie numer jeden: „the shiny side up” – jak zrobić, żeby pojazd utrzymał się w poziomie z dokładnością do jednego stopnia i nie obrócił się na plecy. Zbytnie opuszczenie dziobu o jeden stopień spowoduje przy prędkości „podróżnej” obciążenie pionowe ok 10 ton i zgniecenie przedniego zawieszenia a dalej zmiażdżenie pojazdu. Wychylenie w górę o jeden stopień od poziomu spowoduje poderwanie pojazdu w górę, w którym z powodu przeciążenia równego 40 G oderwie się górna powłoka karoserii a silniki przebiją konstrukcję podłogi i pofruną do przodu. Podziwiałem opanowanie Andyego, gdy o tym mówił.

Problem w tym, że sposób w jaki testuje się aerodynamikę samolotów odpada, bo nie da się symulować przepływu powietrza pomiędzy podłogą pojazdu o nawierzchnią (nikt jeszcze nie wynalazł rolek na których można by oprzeć pojazd w tunelu aerodnamicznym i które kręciłby się z prędkością ponad półtorej tysiąca km/h nie rozpadając się przy tym). Brytyjczycy wykorzystują więc symulacje wspierane przez najsilniejsze z istniejących komputerów, mianowicie maszyny CRAY, które służą do … wyznaczania prognozy pogody.

Drugie podstawowe wyzwanie to silniki, napęd. W pojeździe zostaną zastosowane jednocześnie cztery silniki. Jako podstawowe posłużą dwa silniki odrzutowe Eurojet 200, zdaniem Andyego najlepiej dotąd dopracowane i najbardziej niezawodne silniki odrzutowe stosowane w myśliwcach wojskowych. Ale te zaledwie pozwolą się pojazdowi „ruszyć z miejsca” do prędkości kilkuset kilometrów na godzinę. Bariera prędkości dźwięku potrzebuje więcej mocy …

Ostatecznego kopa pojazd Bloodhound SSC ma uzyskać dzięki – eksperymentalnej jeszcze – rakiecie, silnikowi napędzanemu za pomocą nadtlenku wodoru, który musi zostać sprężony do ogromnego ciśnienia kilkuset atmosfer, zanim zostanie spalony z prędkością prawie 1’000 kg w ciągu 20 sekund. Będzie więc potrzebna sprężarka o niewyobrażalnej mocy – w takiej roli zostanie wykorzystany ośmiocylindrowy silnik Cosworth o mocy 750 koni, na codzień jeżdźący w wyścigach Formuły 1 …

Chcecie zobaczyć jak pojedzie posokowiec ?

Wasz w ryzyku,

R